Mówi się, że z tymi zabawkami jest coraz gorzej. Że za naszych czasów były lepszej jakości, że były mądrzejsze, że nie było komercji. Tak, tak i tak. Ale po wizycie w Kopenhadze, intuicja podpowiada mi, że wcale nie będzie lepiej. Strzeżcie się rodzice, albowiem nadchodzi zabawkowa ofensywa!
Teraźniejszość
Firmy produkujące zabawki wyczuły już dawno nosem, że na zabawkach da się zarobić. I to nie mało. Zabawki mogą mieć ordynarnie kolorowe, brokatowe i przyciągające oko opakowania – bo czemu nie, przecież to dla dzieci. Więc korzystają z arsenału środków, do reklam zatrudniając dzieci, czy adresując środki komunikacji bezpośrednio do pociech. Prawdziwą inwazję doświadczamy w okresie przed-bożonarodzeniowym, przed-wielkanocnym i przed dniem dziecka.
Rodzice nie są lepsi. Ba, żeby tylko rodzice. Panuje jakieś dziwne przeświadczenie – ‘ja nie miałam to teraz mojemu dziecku zapewnię’, ‘moich rodziców nie było stać to teraz pokażę że mnie stać na wszystko’; a poza tym, jak tu odmówić małemu słodkiemu dziecku. Rodzice są też mało asertywni, reklama działa i na nich i na dzieci – i tak jak reklamie da się oprzeć, tak dziecku pod wpływem reklamy już gorzej. A potem walają się wszędzie stosy wszystkiego.
Dalej ciocie, wujki, babcie, dziadki – oni wszyscy chcą być kochani i ulubieni i świadomie bądź nie, udowadniają swoją miłość darując zabawki. Bo przecież dzieci się tak pięknie cieszą jak dostaną coś nowego, albo coś co widzieli w reklamie, albo coś co mają wszyscy koledzy.
Przyszłość
Nie wydaje się jednak by miało być lepiej. A będzie gorzej – jeśli tylko podążać będziemy w stronę zachodu. Poniżej przedstawiam kilka zdjęć, które zrobiłam na ulicach Kopenhagi. Zobaczcie jak i czym za kilka lat będą nas kusić producenci zabawek.
O tak, tak. Disney ma własny sklep, wypełniony po brzegi zabawkami i gadżetami ze znanych bajek. Raj dla dzieci. Dla dorosłych już nie, bo to nie są chińskie podróbki, tylko chińskie wyroby oryginalnie sygnowane przez Disney. Uzbroić się należy w kwoty trzycyfrowe.Już na chodniku spotkasz spacerującą myszkę miki, kaczora donalda, a jak masz szczęście to nawet shreka. ŻADNE dziecko nie przejdzie obojętnie. Drogi rodzicu – musisz przynajmniej wejść do sklepu. A już w sklepie czeka na Ciebie…… prawdziwy zamek prosto z Kopciuszka. Dziecko może wejść, pobawić się, przymierzyć koronę. Na pewno nie wyjdziecie szybko. I raczej nie z pustymi rękami.Już kilkaset metrów dalej, spotkasz na swojej drodze sklep LEGO, a jakże! Przy samej witrynie wita nas tapeta i postacie wykonane z klocków.Po drodze spotkanie prawdziwy ogrom inspirujących budowli. Czegóż to nie można zbudować z lego! Zamki, miasta, wieża saurona, statek z gwiezdnych wojen…Głębiej mamy profesjonalne “zatrzymywacze”. Dziecko chce dotknąć, samo zbudować, poklikać, zagrać, zaprojektować. W tym miejscu, nawet dorosły chce coś kupić.Bo czasami bywa tak, że mamy dużo kompletów, ale brakuje akurat jednego rodzaju klocka… tego takiego płaskiego niebieskiego. A tu proszę! Przegródki i szuflady, od podłogi do sufitu wypełnione kloooockaaaaamiiiii!Nie brakuje też “zwykłego” sklepu z zabawkami. Tu powiem szczerze, najtrudniej było się oprzeć. Prawdziwa księżniczka stoi cały dzień przed sklepem i uśmiecha się tak, że wchodzi dorosły, dziecko, baba i stary dziad. Po prostu nie ma siły. Pod nogami księżniczki jest bańkowa pompa, na którą ubrani na różowo pracownicy sklepu skaczą, puszczając setki baniek mydlanych.A już wewnątrz, śliczna różowa pani, za darmo, maluje paznokcie na wybrane wzory, wykonuje brokatowe tatuaże, zdobi i koloruje – nie mogłam przejść obojętnie. I tym sposobem do końca wyjazdu, na jednym paznokciu prawej ręki miałam Hello Kitty. Cóż…
Perełki
Już na bocznych uliczkach, których tak tłumnie turyści nie odwiedzają, znalazłam dwie perełki. W całym tym plastiku i patosie uchowały się:
Cudowna księgarnia dla dzieci. Kolorowa, z szerokim asortymentem – mam nadzieję, że odwiedza ją na prawdę dużo klientów.Oraz przeuroczy sklep z antycznymi zabawkami. Prawdopodobnie naszym dzieciom nie sprawią już takiej frajdy, ale niejednemu dorosłemu łza się w oku zakręci. Miałam takiego bączka. A takie auto do dziś chciałabym mieć. Cuda.
Na koniec, tylko jedna prośba. Sprawiajcie radość i sobie i dzieciom nowymi zdobyczami techniki. Ale wszystko z rozsądkiem. Z rozsądkiem, bo podobno to my tu jesteśmy dorośli. A jeśli planujesz wybrać się z dzieckiem do takiego magicznego miejsca mogą przydać Ci się te rady.
Zasubskrybuj newsletter godmother – dostaniesz informację o nowych postach wprost na Twój email, dzięki czemu nic wartościowego Cię nie ominie. A w ramach podziękowania otrzymasz ode mnie zestaw 27 narzędzi do budowania pozytywnych nawyków u dzieci!
Angelika M. Talaga to neuroedukator, trener rodziców i popularyzator nauki. Prywatnie żona i mama. Na co dzień tworzy narzędzia, metody i strategie dla rodziców pomocne w wychowaniu kreatywnych, przedsiębiorczych i myślących dzieci. Entuzjastka wolnego rynku, rozwoju osobistego i zdrowego odżywiania. Kobieta z misją.