Press: E-booki w szkole

Jak pisze Gazeta Prawna o losie bezpłatnych podręczników elektronicznych rozstrzygnie Unia. W samym tytule dostrzegam ostrzeżenie.

Nie lubię gdy to Unia Europejska ma decydować o moim losie, ale jest to mój własny punkt widzenia i nie o gospodarce powinnam tu pisać.

Od czasu do czasu słucham audiobooków i czytam e-booki, choć osobiście preferuję książki papierowe, gdzie przyklejam niezliczone ilości sticky-notes i zaznaczam ulubione fragmenty. Nie nauczyłam się jednak nigdy robić tego samego w elektronicznych dokumentach (a podobno można).

Zbawienne e-booki
Prawdą jest jednak, że dzieci są krzywdzone obowiązkiem noszenia w plecakach 20 kg książek każdego dnia – e-booki słusznie rozwiązałyby ten problem.
Artykuł traktuje o obawach wydawców i następstwach ekonomiczno-gospodarczych jakich spodziewać się możemy po wprowadzeniu tego rodzaju rozwiązania.
Ale problem jest znacznie głębszy. Jest wiele uroku w widoku siedmiolatka biegnącego z książką pod pachą. Kiedy ta książka ma zagięte rogi, bo była przyciśnięta czymś w tornistrze.

Obiecajcie mi proszę jedno: jeśli kiedykolwiek ktoś zadecyduje o tym, że dzieci będziemy kształcić na bazie elektronicznych publikacji, to kupicie im w komplecie papierową książkę. Jedną sztukę na zachętę, a potem kolejną i kolejną aż dziecko samo zacznie się domagać nowych. A podręczniki niech sobie będą elektroniczne, przecież je się przegląda a nie czyta.

Źródło: Gazeta Prawna 14.05.2012