Montessori – najlepsza metoda nauczania?

Pedagogika Montessori jest jedną z lepszych metod nauczania dzieci jaką znam (choć znam lepsze). Przyznam jednak, że zbiorowa fascynacja tą metodą oraz bezrefleksyjne podejście wielu nauczycieli, skłoniło mnie do napisania tego artykułu. Czas na analizę pedagogiki montessori.
(Analiza dotyczy przedszkoli i szkół, które są ‘w pełni’ montessoriańskie. Placówki z ‘elementami montessori’ rządzą się zupełnie innymi prawami. A właściwie nie rządzą się żadnymi – nazwa “montessori” nie jest zarezerwowanym znakiem handlowym, więc wszystko można dziś nazwać montessori i sprzedawać w formie papki nieświadomym rodzicom.)

Zaczęło się, od dzieci chorych.

Wiele elementów pedagogiki montessori, które w moim mniemaniu nie działają i nie pomagają dzieciom uzyskać możliwie najlepszego przygotowania do dorosłości, wzięło się z pierwotnej przyczyny powstania tej metody. Maria Montessori była wielką kobietą, wielkim pedagogiem, naukowcem i lekarzem. Poprzez ten artykuł nie pragnę nawet na jotę umniejszyć jej niewątpliwych zasług, chcę zauważyć jednak z jaką misją i z jakimi celami Maria tworzyła metodę omawianą w tym artykule.

Montessori we wczesnych latach XX wieku pracowała w Klinice Psychiatrycznej Uniwersytetu Rzymskiego, a metodę o której mowa zaczęła opracowywać na postawie obserwacji dzieci upośledzonych umysłowo. Marii udało się wypracować podejście pedagogiczne, za pomocą którego dziecko upośledzone i dotąd absolutnie zależnie od dorosłego, potrafiło już nie tylko sznurować buciki ale również czytać i dodawać. Maria zatem, widząc skuteczność swoich działań, postanowiła stworzyć metodę, za pomocą której wychowa dzieci “idealne”. Zastosowanie tych samych technik nauczania wobec dzieci zdrowych było strzałem w dziesiątkę. Zdrowe dzieci potrzebowały znacznie mniej czasu na opanowanie konkretnych umiejętności i robiły to z większą chęcią i entuzjazmem. Błędem, który wynika z niewiedzy osób implementujących pedagogikę montessori do dzisiejszego systemu edukacji, jest zastosowanie wobec dzieci zdrowych tych samych ograniczeń, które konieczne były w pracy z dziećmi upośledzonymi. Dzieci upośledzone umysłowo powinny mieć usystematyzowane i jasno określone zasady funkcjonowania. W przeciwnym wypadku gubią się i zachowują chaotycznie, a czasem stanowić mogą nawet zagrożenie dla własnego zdrowia. Toteż wymaganie by takie dziecko sprzątało klocki do pudełka pojedynczo – pewnie chwytając każdy z nich w rączkę – ma rację bytu. Ale już prośba o coś takiego skierowana do zdrowego dziecka jest moim zdaniem absurdem.

Wyobraźcie sobie pięcioletniego chłopca, który rozkłada puzzle 1000 elementów, k a ż d y  p o j e d y n c z o. Następnie obrazek układa by potem znów pojedynczo schować wszystkie puzzle do pudełka. To jest uczeń montessori. Tymczasem już przedszkolak znajdzie szybsze i skuteczniejsze rozwiązanie (np. podstawić pudełko pod blat i zgarnąć puzzle wykorzystując grawitację). A przecież nauka różnorodnych możliwych sposobów na rozwiązanie powtarzających się, jak również niespodziewanych problemów, jest chyba najważniejszą kompetencją jaką nauczyciel powinien pielęgnować i rozwijać by przygotować dzieci do przyszłego funkcjonowania w świecie. Niestety bezrefleksyjne kopiowanie CAŁEJ metody skutkuje takimi właśnie absurdami. Zaczniemy łagodnie – od elementu, który absurdem się tylko wydaje. Jest jednak wielce pożyteczny.

Ja nie wiem co się dzieje z moim dzieckiem!

Lojalnie uprzedzam. W tym akapicie będę zawzięcie montessori (a poniekąd i szkoły demokratycznej) bronić. Każdy rodzic ma szkolne wspomnienia i pewne kulturowe przyzwyczajenia. Lubimy więc zapytać: “I co dziś robiłeś? Czego się nauczyłeś?”. Nic dziwnego. Kochamy nasze pociechy najmocniej na świecie i kiedy musimy na pół dnia je gdzieś ‘oddać’, chcemy być pewni, że dziecku będzie w danym miejscu dobrze i że spędzi czas pożytecznie.
Niestety w przedszkolu/szkole montessoriańskiej nie dowiemy się zbyt wiele. Odpowiedź jakiej rodzic oczekuje to: “Dzisiaj przerabialiśmy literki, czytankę o misiu i pogadankę o górach” – ale takich informacji brak. Jeśli uczeń bowiem ma ochotę przez dwa tygodnie układać namiętnie różową wieżę, właśnie to będzie robił. Przez dwa tygodnie. U rodziców często taki rozwój wydarzeń powoduje frustrację – “Wysyłam dziecko by się czegoś nauczyło, a nie żeby cały czas robiło to samo! Przecież wiadomo, że jak się dziecka nie zachęci, to się będzie cały czas tylko bawiło”. To nie prawda. Dziecko przymuszane do nauki w standardowej edukacji, mimo iż cały dzień miało zapełniony szeregiem zajęć, w ostateczności nauczy się niewiele. Aż w końcu straci pierwotną chęć nauki i spontanicznego poznawania nowych rzeczy. W montessori jak i w szkole demokratycznej, dziecko może przez dwa tygodnie nie zrobić nic. A w rezultacie będzie wiedziało jak zdobywać wiedzę oraz więcej tej wiedzy zapamięta i zrozumie. Tym bardziej, że to czego się uczy, wybiera samo.

Samodzielny wybór ścieżki nauczania

Pedagogika montessori zapewnia dziecku możliwość samodzielnego wyboru ścieżki nauczania. Jest to dalekie odejście od tego, co rozumiemy poprzez standardową edukację i jednocześnie jest jedyną słuszną droga. Owa możliwość wyboru jest niewątpliwą zaletą metody montessori z prostego powodu – każde dziecko jest inne i każde interesuje się czymś innym. Jedno rozwija się szybciej, drugiemu na opanowanie dokładnie tej samej umiejętności potrzeba więcej czasu. Fakt, iż dziecko ma możliwość poznawania tego na co w danym momencie ma ochotę i we własnej kolejności sprawia, że dzieci nastawione są pozytywnie do nauki jako takiej. Dokładnie odwrotne zjawisko stworzył system oświaty. Nauka kojarzy się z przykrym obowiązkiem, utożsamiana jest z końcem beztroskich dni wypełnionych zabawą, podczas gdy nawet najbardziej zbuntowany młody człowiek, potrafi nauczyć się na pamięć całej dyskografii swojego ulubionego zespołu. Dzieci mogą zostać zniechęcone do nauki wówczas, gdy narzuca im się informacje zbyt trudne (mają problemy ze zrozumieniem, spada ich samoocena “widocznie jestem głupi skoro nie rozumiem”) jak też zbyt proste (“nudzę się, porobię coś innego bo nauka jest nudna”). Wybierając materiały do nauki samodzielnie, dziecko nie tylko stosuje kryterium doboru według swoich zainteresowań, ale również według poziomu zaawansowania.
Dodatkowa swoboda, o której wspomnę przy okazji, to swoboda wyboru miejsca pracy. Dzieci pracują zwykle przy stołach lub na specjalnych dywanikach. I faktycznie – zależnie od tego czy dziecko lubi przebywać blisko kaloryfera, blisko innych dzieci czy z dala od nich, przy stole, na ziemi, w sali ze swoją grupą czy nawet w innej sali – może dowolnie wybrać miejsce pracy, tak by czuło się najbardziej komfortowo. Czyż to nie miła odmiana po twardych drewnianych krzesłach w salach lekcyjnych?

Pomóż mi samemu to zrobić!

Jest to sztandarowa zasada pedagogiki montessori – by dziecko nauczyło się samodzielności i w niczym nie było wyręczane. Zasada chwalebna i jedna z moich ulubionych. Nauczyciel pokazuje dziecku jak w modelowy sposób wykonać daną czynność czy zadanie. Następnie pozwala od podstaw to zadanie wykonać dziecku. Jeśli trzeba pokazać raz jeszcze – nie ma problemu. Faktycznie dziecko przy takim podejściu czuje się bardziej samodzielne i niezależne, przez co i pewniejsze siebie. Bynajmniej nie ma to nic wspólnego z kreatywnością. Dziecko samodzielnie może wykonać czynności w sposób przewidywalny i określony przez nauczyciela. Pozwolę sobie za chwilę jeszcze o tym wspomnieć.

To w końcu zasady czy swoboda?

Prawdopodobnie ten akapit będzie w stanie najbardziej wyjaśnić rodzicom wszelkie nieścisłości, które pojawiają się przy opiniach na temat pedagogiki montessori. Aż dziw, że wokół jednej metody tak szczegółowo opisanej (Maria pracowała nad nią przez połowę swojego życia, wszystkie materiały są jawne i dostępne) krążą tak skrajne opinie. Począwszy od ‘Montessori to kompletna swoboda, dziecko nic nie musi i wszystko może, w zasadzie to przydałoby się tam więcej zasad’ przez ‘Motessori ma zasady ale tylko te niezbędne, a dziecko rozwija się swobodnie’ aż po ‘Montessori to żelazna dyscyplina i rygor’. Jak jest naprawdę? I skąd wzięły się tak skrajne opinie?

Jedna metoda – trzy opinie

 1. ‘Montessori to kompletna swoboda, dziecko nic nie musi i wszystko może w zasadzie to przydałoby się tam więcej zasad’ 
Jak już częściowo opisałam, Montessori zapewnia dzieciom wiele swobód, których próżno szukać w szkole tradycyjnej. Dziecko może się uczyć literek, ale nie musi. Może siedzieć przy stole, ale nie musi. Może zjeść kanapkę o 8:00 ale może też o 10:00. Może nie jeść wcale. Nawet najbardziej liberalny rodzic w pewnym momencie drapie się po głowie myśląc – “Czy tu są w ogóle jakieś zasady?” Właśnie z takiego obrazka i opinii tych rodziców wzięło się skrajne powiedzenie o ‘bezzasadowym montessori’.

2. ‘Motessori ma zasady ale tylko te niezbędne, a dziecko rozwija się swobodnie’
To prawda. Montessori ma zasady i zajmiemy się z nimi szczegółowo w punkcie trzecim. To też prawda, że dziecko ma wiele swobód. Powyższą opinię prezentują zwykle osoby najbardziej tolerancyjne, którym nie przeszkadza ani nietypowa swoboda ani nietypowe zasady. Albo inaczej – swoboda jest nietypowa i trzeba nauczyć się ją doceniać. Ale zasady są już typowe – szkolna dyscyplina, nakazy i zakazy są nam tak dobrze znane, iż czujemy się wśród nich komfortowo.

3. ‘Montessori to żelazna dyscyplina i rygor’
Pozwolę sobie w pierwszej kolejności przytoczyć opinię pana Jarosława Jordana, który jest wieloletnim nauczycielem montessori (źródło całego dokumentu na dole):
“(…) Pedagogika Montessori nie jest ani metodą partnerską, ani bezstresową. Dzieci nie mogą robić tego co chcą i nie są partnerami nauczyciela. Ograniczeniu, regułom i zasadom postępowania, podlegają wszystkie elementy życia przedszkolnego. Aż strach wymieniać – po prostu brakuje miejsca na wyliczanie wszystkich reguł. Dla przykładu: każdy rodzaj materiału jest tylko w jednym egzemplarzu i trzeba go stosować zgodnie z jego przeznaczeniem, nie można innym pomagać – jeśli ktoś tego nie potrzebuje, nie można innym przeszkadzać, nie można sobie przeszkadzać. Wiem, że pisząc te zdania jestem na wysokim poziomie uogólnień, ale trudno sobie wyobrazić wyliczanie konkretnych przykładów (…)”

Ograniczanie, reguły, schematy i zasady.

Problem polega na tym, czego nie widać. Dziecko może wybrać samodzielnie z czym chce pracować i gdzie chce to robić, ALE: korzystać z danej pomocy może tylko i wyłącznie w określony i narzucony sposób. Jeśli konkretne puzzle przeznaczone są do układania na stole, to wolno to robić tylko na stole. Jeśli inną układankę na dywanie, to tylko na dywanie. Jeśli patyczki rozkładamy od najdłuższego do najkrótszego, to TYLKO tak. Nie można z nich zbudować domku. Bo te patyczki służą do nauki długości. Co się stanie jeśli dziecko ułoży różową wieżę inaczej? Podejdzie Pani która szybko to skoryguje mówiąc: “Cieszę się, że ładnie pracujesz, ale tych klocków nie używamy w ten sposób. Pokażę ci jak to zrobić prawidłowo”. Dlaczego tak jest? Nie wiem! Powiem Wam jednak jakie mam przypuszczenia:

– Po pierwsze, odwołując się do źródeł powstania metody, dzieciom upośledzonym umysłowo należy takie ograniczenia wprowadzić dla ich własnego bezpieczeństwa. Zasady bezpieczeństwa stosowane wśród dzieci chorych zostały bezpośrednio przełożone na pracę z dziećmi zdrowymi. Zupełnie niepotrzebnie.

– Po drugie, mówiąc wprost, nauczycielka jest jedna, a dzieci wiele. Gdyby co drugiemu pozwolić na zabawę ‘we własny sposób’ niechybnie skończy się to nieprzyjemnie dla nauczycielki. Nadmierna swoboda utrudnia utrzymanie porządku i dyscypliny. Zwyczajnie łatwiej opiekować się grupą dzieci wówczas, gdy panują zasady. Cóż w tym dziwnego? Nic. I dla nauczycielki łatwiej i dla dzieci bezpieczniej, jeśli z dworu wracają gęsiego niż swobodnie nadbiegając z różnych kierunków. Tym bardziej, że w dorosłym życiu również czekają nas zasady – nie pchamy się do autobusu, nie pijemy alkoholu w pracy i nie biegamy nago po ulicy. Jak miło byłoby, gdyby zasady raz wpojone były szanowane.

Problem w tym, że tworzenie i trzymanie się schematów, zasad, odgórnie panujących reguł w pedagogice montessori, w pewnym momencie wymknęło się spod kontroli. Aby ukazać tragizm sytuacji, prześledźmy konkretny przykład.

Dywanik i inne absurdy

Dziecko pracuje wraz z dowolnie wybranym materiałem na dywaniku. Nie dywanie wspólnym – ale na małym indywidualnym. W związku z czym, przed wybraniem np. klocków, dziecko przygtowywuje swoje stanowisko pracy. Wyciąga dywanik, rozkłada go w wybranym miejscu i tam pracuje dowolną ilość czasu. Jak to brzmi do tej pory? Sensownie? Przedstawiam więc SPOSÓB, w jaki dziecko powinno rozwinąć dywanik. Za pierwszym razem oczywiście nauczyciel pokazuje, jak dywanik rozwijać prawidłowo. Następnie pilnuje, by każde dziecko każdorazowo robiło to poprawnie. Oto oficjalny opis, w jaki sposób nauczyciel przeprowadza lekcję pt. ‘rozwijanie dywaniku’ (źródło na dole):

Podnoszenie dywanika

Umieść swój prawy kciuk na froncie zwiniętej maty w około 1/3 długości licząc od brzegu (lub niższej, jeśli mata jest mniejsza). Owiń cztery palce prawej ręki wokół maty tak, by znalazły się pod matą. Umieść lewy kciuk na froncie zwiniętej maty, w 1/2 odległości od prawego kciuka. Owiń cztery palce lewej dłoni wokół maty. Używając siły obu rąk unieś matę z podłogi tak, by znalazła się prostopadle do podłogi, następnie wstań. Nieś matę blisko ciała, utrzymując ją wciąż prostopadle do podłogi. Ostrożnie dojdź do określonego miejsca, sprawdzając na bieżąco i upewniając się, że przejście jest możliwe a droga dojścia czysta.

Kładzenie dywanika na ziemi

Schyl się i usiądź na kolanach. Umieść matę na podłodze na jednym punkcie podparcia. Punkt ten powinien znajdować się w dolnej części rozwiniętego już później dywanika oraz po przeciwnej stronie twojego ciała. Powoli obracaj dłońmi w kierunku ‘od siebie’ tak, by część dywanika była rozwinięta płasko na ziemi.

Rozwijanie dywanika

Połóż lewą dłoń płasko na wierzchu zwiniętej maty blisko brzegu. Połóż prawą dłoń przy prawym brzegu zwiniętej części maty w tej samej poziomej linii co lewa dłoń. Owiń cztery palce każdej dłoni palce wokół zaokrąglenia maty. Przekręcić nadgarstki dłoni w dół.
Przesuń ręce spowrotem do góry prostując nadgarstki. Po każdorazowym rozwinięciu każdego fragmentu, połóż dłonie płasko na rozwiniętej części dywanika i przesuń je płasko by wyprostować matę. Kontynuuj te ruchy aż do całkowitego rozwinięcia maty.

Znalazłam nawet filmik-poradnik prezentujący sam etap rozwijania:

Jest to nie tylko standaryzacja, której uczą każdego nauczyciela na kursie pedagogiki montessori. Jest to również powszechnie stosowana praktyka w przedszkolach i szkołach montessoriańskich. I proszę mnie źle nie zrozumieć – nie mam nic przeciwko temu by nauczać dzieci jak bezpiecznie i prawidłowo rozwijać dywanik. Ale uniemożliwianie dzieciom rozwijania dywanika po swojemu, wymaganie schematycznego postępowania i całkowitego podporządkowania się ustalonym z góry zasadom, budzą mój głęboki sprzeciw. W taki sposób określona jest KAŻDA czynność w przedszkolu i szkole montessori. Począwszy od rozwijania dywanika, poprzez tabliczkę mnożenia, aż po rozwiązywanie sznurowadeł. Tylko zerknijcie, bo w montessori sznurowadła rozwiązuje się osiem minut. Zaznaczam przy tym, że to nie jest wzorcowy pokaz, który tylko za pierwszym razem ma jasno wyjaśnić jak to działa. Tak należy postępować każdorazowo. Zawsze. Nawet jeśli dziecko wymyśli na to (być może mniej elegancki, ale) szybszy sposób.


https://www.youtube.com/watch?v=Uo0q8amA_iY

A teraz czas na szach mat. Jeśli mimo powyższych argumentów wciąż myślisz: “No, dobrze może i jest to żmudne i zbyt uporządkowane, ale za to dzieci potrafią skutecznie nabywać umiejętności i poprawnie rozwiązywać problemy”, przypomnij sobie proszę przykład z pierwszego akapitu – wyjmowanie puzzli z pudełka. Montessori naucza jak robić to wolno, nieskutecznie i niesprawnie. Ale za to dokładnie i bez możliwości popełnienia błędu. Komunikat, jaki dociera do dziecka to: “Lepiej zrobić coś powoli i dokładnie, mając pewność, że nie popełnię błędu, niż wymyślać inne sposoby na rozwiązanie danego problemu”.

Ktoś wspominał, że montessori uczy kreatywności. Grzecznie pytam: gdzie?

To czyli co jest złe?

Za co krytykujemy standardową edukację? No tak. Za wszystko. Ale za co naprawdę się należy krytyka? Szkoła uczy, że każde zadanie (czy to z polskiego czy matematyki) ma jeden prawidłowy wynik, oraz jeden prawidłowy sposób dojścia do tego wyniku. Uczy, że nie wolno popełniać błędów i należy działać schematycznie. Podporządkowywać się zasadom. Tu montessori jest zastraszająco podobna do tradycyjnej szkoły. Z jednym wyjątkiem. W montessori można popełnić błąd. Nie czeka Cię za to ani jedynka ani kara. Jeśli źle rozwiniesz dywanik to po prostu przyjdzie Pani i pokaże jak robić to w jedyny słuszny sposób.

Bajki zakazane?

Element, o którym czytelnik prawdopodobnie nie wie, a o którym ja się celowo wprost nie wypowiem, jest stosunek Marii Montessori do bajek. Jestem szalenie ciekawa waszych opinii. Maria była zagorzałą przeciwniczką opowiadania dzieciom bajek. Uważała, że wiedzę powinno się zdobywać wyłącznie na podstawie rzeczywistości i doświadczania rzeczy materialnych. Dlatego też w pedagogice montessori zakazane są księżniczki, smoki, czary itp. Jeśli bajka, to bez elementów fantastycznych, w których bohaterami są np. dzieci. Maria uważała, że dla małego dziecka samo życie jest przepełnione tajemniczymi rzeczami do tego stopnia, że nie ma konieczności wprowadzania tam świata fikcyjnego. Fikcja i magiczne postaci doprowadzają, według Marii do tego, że dziecko z czasem będzie rozczarowane, iż wszystko to, tak naprawdę nie istnieje.

Podsumowanie

– Czy metoda montessori jest lepsza od tradycyjnej szkoły? Zdecydowanie tak.
– Czy dzieci uczone według metody montessori mają większy zasób wiedzy i umiejętności niż dzieci uczone w tradycyjnej szkole? – Zdecydowanie po trzykroć tak.
– Czy montessori jest zatem metodą idealną i przygotuje dzieci do dorosłego życia? Tu niestety już niekoniecznie.

Dziecko napotka w dorosłym życiu zasady, do których szanowania i przestrzegania montessori niewątpliwie przygotowuje. To w czym montessori upośledza rozwój dziecka, to reagowanie w sytuacjach niespodziewanych, kreatywne rozwiązywanie problemów i umiejętność dostosowania się do sytuacji nowej.

I co teraz?

Dla rodziców.

Jeśli rodzic zdaje sobie sprawę z tego, że tradycyjna szkoła państwowa nie jest najlepszym rozwiązaniem i poszukuje alternatyw – to świetnie. Metoda Waldorfska, szkoła demokratyczna, edukacja domowa i opisywane montessori – wszystkie te metody są o niebo lepsze od edukacji państwowej. To co więc zalecam rodzicom, którzy świadomie, dla dobra dziecka chcą zdecydować się na montessori, to uzupełnianie braków w edukacji dziecka w domu. Przykładowo wyjaśnienie dziecku: “Owszem w przedszkolu panują takie zasady i są one zrobione po to, by móc dobrze zaopiekować się wszystkimi uczniami, ale jeśli wpadniesz na inne rozwiązanie jakiegoś problemu i jest ono równie skuteczne – to dobrze, spróbujmy na przykładzie.”

Dla pedagogów i nauczycieli.

W psychologii opisywane jest takie zjawisko jak efekt aureoli (nazywany też efektem halo). Jest to tendencja do automatycznego przypisywania określonych cech na podstawie wrażenia, czy znaku emocjonalnego przypisanego pierwszemu atrybutowi danej rzeczy czy osoby. Czyli przypisywanie cech niezaobserwowanych i niekoniecznie prawdziwych, tylko dlatego, że dobrze myślimy i mamy pozytywny obraz danej rzeczy. Na tej podstawie tłumaczymy też ewentualne potknięcia. Mam wrażenie, że coś podobnego do efektu halo dzieje się właśnie z pedagogiką montessori – jest na pierwszy rzut oka tak wspaniała, że ignorujemy elementy niezgodne z tym boskim obrazem.
Czy więc montessori ma zalety godne wprowadzenia do nauczycielskiej praktyki? Niewątpliwie. Czy wszystkie elementy tej metody należy absorbować do naszej praktyki – absolutnie nie! Warto by zastanowić się nad całą metodą montessori i zaimplementować to, co faktycznie przygotowuje dzieci do życia w społeczeństwie oraz to, co jest faktycznie skuteczniejsze od znanych nam rozwiązań, ale nie bezkrytycznie. Należałoby uaktualnić lub zmienić te elementy pedagogiki montessori, które nie przyniosą dzieciom najlepszych rezultatów w dorosłym życiu. Świat idzie do przodu. Aby nauczyć dzieci dostosowywania się do zmiennych warunków, również nauczyciele (czyli osoby, które dosłownie tworzą przyszłe pokolenia) muszą dostosowywać to, czego nauczają. Apeluję by nie powtarzać, nie nauczać wszystkiego bezrefleksyjnie, tylko zastanowić się nad sensem i rezultatami jakie przyniesie kultywowanie danych tradycji i schematów.

Maria Montessori chciała wychować dzieci idealne. Takie które będą miały obszerny zasób wiedzy, które opanują perfekcyjnie wszystkie niezbędne umiejętności, które będą możliwie najbardziej samodzielne i które będą możliwie najbardziej posłuszne. Po prostu mądre i grzeczne. Metoda jest do tego przystosowana perfekcyjnie, bez najmniejszej skazy.
Świat jednak troszeczkę się zmienił i chyba wolałabym, by moje dzieci wpadały czasem na szalone pomysły. Nawet jeśli musielibyśmy potem wszyscy razem tydzień sprzątać.

A jeśli nie Montessori, to może edukacja domowa? Więcej przeczytasz TUTAJ.

źródła:
http://www.bycrodzicami.pl/wp-content/uploads/radosnedzieckothejoyfulchild.pdf
http://www.pssp.edu.pl/wp-content/uploads/2010/08/Pedagogika-Marii-Montessori.pdf
http://uglyamericaninafrica.blogspot.com/2010/12/montessori-method-criticisms-and.html
Guz Sabina, Metoda Montessori w przedszkolu i szkole, Warszawa 2009
http://www.montessorianswers.com/myth-fantasy.html
http://www.mothering.com/community/t/434397/montessori-critics/20
http://www.infomontessori.com/practical-life/preliminary-exercises-carrying-a-mat.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_aureoli_(psychologia)
oraz wiedza nabyta podczas szklenia na certyfikowanego pedagoga montessori